"Pesymista powie, że szklanka jest do połowy pusta, a optymista, że do połowy pełna. Wiecie, co ja o tym myślę? Że ta szklanka nie jest w połowie ani pełna, ani pusta, tylko że to jest zła szklanka.Wyraźnie za duża. Takie jest moje zdanie. A wiecie, o czym to świadczy? Że jestem osobą o praktycznym, zdroworozsądkowym podejściu do życia. Takich ludzi nazywa się pragmatykami i ja właśnie taka jestem, do problemów życiowych podchodzę praktycznie." (Olivia Goldsmith)
czwartek, 24 marca 2016
Asymilacja
Dziedzic podszedł do mnie z KLAMERKĄ i zadał ulubione pytanie:
- A to?
- Spinacz - odpowiedziałam bezwiednie.
Nagle wybuch w mojej głowie, czy ja powiedziałam "spinacz"?, nie 'klamerka" tylko "spinacz"? Co się ze mną dzieje?
Zasymilowałam się z ludnością tubylczą! Do końca, jestem już jedną z nich.
Miałam już pewne podejrzenia gdy powiedziałam "ciapy", zamiast po ludzku "kapcie"...
Teraz mam pewność ;-)
I wiece co? Dobrze mi z tym :-)
Znalazłam swoje miejsce na Ziemi, tu mam przyjaciół, tu mam dom, tu się czuję u siebie.
Już nie jestem Kociewianką na Roztoczu, a Roztoczanką (tak się mówi? :p) pochodzącą z Kociewia.
Ale na święta planuje zrobić kurę w białym sosie
https://martucha.wordpress.com/2009/03/15/bialy-sos-do-drobiu/
;-)
Z wielkanocnym pozdrowieniem :-)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
I ja mówię spinacz
OdpowiedzUsuńI mnie też z tym dobrze
Pozdrawiam
Ja mówię klamerka, ale słyszałam, że ktoś nazywał to żabką. Spinacz? Nie, spinacz od razu kojarzy mi się z tym do papieru.
OdpowiedzUsuńTo chyba dobrze, że wrosłaś:)
Wesołych Świąt
Moja babcia -Cieszynianka- robiła kurę w moczce(biały sos)
UsuńOoo "żabka: tez gdzies słyszałam
UsuńMoja mam mówi "żabki" na to na co się wiesza firanki na karniszach ;-)
a ja mowię klamerka:)
OdpowiedzUsuń:) Wesołych.
:-)
UsuńA wiesz, ja lubię gwarę poznańską, staram się zapamiętać znaczenie wyrazów, do "moich szczunów" też czasem zapytam czy mają ochotę na "sznekę z glancem" albo "który kociamber kalafę darł całą noc", ale to z rozmysłem. Staram się aby mówili bez specyficznego akcentu i bez regionalizmów i nie mówili na wieszak "ramiączko" a na bluzkę na ramiączkach - "bluzka na naramkach" ;)
OdpowiedzUsuńBuziaki, spokojnych świąt!
I u nas, na Kociewiu, były szneki z glancem ;-) tyle, ze tutaj, w sklepie, nikt mnie nie zrozumie :-D
UsuńNo i ja też staram się pamiętać gwarę, używać jej w domu, nazywając pojedyncze przedmioty, tak więc na stołek mówię zydelek, na ciasto kuch, na słońce klara, na Dziedzica -gzub itd.
Nie zawsze, ale się zdarza :-)
W naszym regionie chyba nie ma specyficznych zwrotów. Mój mąż z Wielkopolski to czasami na wieszak mówi "ramiączko", na ganek "altana" i co mu się tam jeszcze przydarzy. U nas normalnie klamerka do prania, spinacz do papieru, etc.
OdpowiedzUsuńA ja ze swoją sąsiadką zaczęłam chodzić do gminnego ośrodka kultury na aerobik - czy to nie asymilacja?
OdpowiedzUsuńA ja ze swoją sąsiadką zaczęłam chodzić do gminnego ośrodka kultury na aerobik - czy to nie asymilacja?
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, kiedy ja wreszcie będę miała za sobą przeprowadzkę. Nie mówiąc o asymilacji. Jak na razie ciągle coś się remontuje, a ja biorę na przeczekanie. :)
OdpowiedzUsuńMoja synowa, jak zaczęła u nas mieszkać wychodziła "na pole", ja wychodziłam "na dwór". Po kilku latach, syn z rodziną, przeprowadził się do rodzinnego miasta synowej. Teraz, synowa wychodzi "na dwór" mimo, że wszyscy wokół wychodzą "na pole". Ot taki galimatias powstał.
OdpowiedzUsuń