Wczoraj na pewnym forum była rozmowa o
wierze, o Bogu o doświadczeniach. Wynikł z niej mój post, tak z
głębi serca (wiem, ze nie powinna się pokazywać głębi serca na
forum publicznym, ale ja taki ekshibicjonista emocjonalny czasami)
„Ja codziennie dziękuję Bogu za to
co mam i jeśli to Jego wola, ze nie będziemy mieć dzieci, to i tak
dziękuję za Łaski którymi mnie obdarzył.”
Post ten wywołał taki oto komentarz:
„dziękować za to ze nie można mieć
dzieci? hmm nie rozumiem takiego dziękowania..”
Wytłumaczyłam raz jeszcze ze nie o to
chodzi, dyskusja się dalej nie ciągnęła, więc mniemam ze
Dziewczę zrozumiało, jednak ja zaczęłam myśleć. Odezwała się dusza rogata ;-)
Nie znam swojej przyszłości, nie wiem
co się wydarzy, więc skąd mogę wiedzieć że to że nie mam
dzieci czy nawet mieć nie będę, nie jest moim błogosławieństwem?
Może za to też powinnam dziękować Bogu?
Jakoś tak inaczej wczoraj spojrzałam
na moje życie. Zastanowiłam się ile to razy Rodzice mi czegoś
zabraniali nie dawali, zostawałam wtedy w poczuciu wielkiej
niesprawiedliwości a koniec końców okazywało się, ze to dla
mojego dobra.
Może tu jest podobnie.
Jeśli nie wiem co dzisiaj na obiad
zjem to skąd mogę wiedzieć, że przyszłość bez dzieci będzie
nieszczęśliwa a z dziećmi niezmierzenie szczęśliwa?
Na razie tkwi mi w głowie cytat
przytoczony przez inną uczestniczkę forum
„Boże, daj mi siłę, abym mógł
zrobić wszystko, czego ode mnie żądasz. A potem żądaj ode mnie,
czego chcesz.” Augustyn z Hippony