Czas się przyznać, pracuję jako
urzędnik. Mam ciągły kontakt z ludźmi – różnymi ludźmi,
głównie z Rodzicami.
Jestem też ochotniczym strażakiem, no
może to za dużo powiedziane, ale jestem wciągnięta na listę
członków (hihihihi członków). Lubię to, bo mam
wrażenie statutu społecznego (może mylne, ale w sumie wrażenie
fajne) i na zebraniach mają dobry obiad ;-)
Tak czy siak, jako koleżankę chłopaki
z OSP informują mnie o działaniach na terenie gminy.
Ostatnio było coś nie tak z wodą w
wodociągu. Niby otruć się nie można, ale strzeżonego Pan Bóg
strzeże, tak więc poinformowali mnie, ze jadą rozklejać
ogłoszenia, żeby nie korzystać z wodociągu do wyjaśnienia sprawy
i jakbym mogła to żebym przekazała informację ludziom.
Dobra. Wszystko szło dobrze, ja
informowałam, ludzie dziękowali, pogadaliśmy o dramatach tego
świata i NASTĘPNY.
Przyszła ONA – matka 2-letniego
dziecka.
- tatatatatatatata i chcę Panią
poinformować, żeby w dniu dzisiejszym nie korzystać z wodociągu,
nie poić zwierząt i najlepiej się nawet nie myć
ONA – hmm, rozumiem, nie poić
zwierząt, ale dziecku mogę dać? Bo wie Pani dziecko musi pić.
Tłumiąc co mi na język ślina
przyniosła, powiedziałam, że nie, nie może dać dziecku. Nie
wyglądała na przekonaną....
Na szczęście to co było w wodzie
okazało się niegroźne.