niedziela, 16 lutego 2014

Media a sprawa przyrostu naturalnego

Dzisiaj post będzie krotki, bo co tu się rozpisywać.
Gdy słyszę ze będzie program o tym jak zwiększyć przyrost naturalny, z naiwnością czekam, a może powiedzą coś o niepłodności.
No i kolejny i kolejny i kolejny raz się zawodzę.
Wg mediów nie ma par z problemami z płodnością są tylko takie, które dzieci nie maja z wygody albo z niedoboru świadczeń socjalnych.
Co tam, że co 5 para w Polsce ma problemy, gdyby były przedszkola to każdy by miał i po 3 dzieci, a gdyby zwiększyć dodatkowo świadczenia socjalne to i po pięcioro.
Ja wiem, ja rozumiem ze to są ważne kwestie, ale jako staraczka czułam się na marginesie, ze mnie sprawa przyrostu nie dotyczy. Nie masz dzieci? Oj Ty Ty wygodnicka, nasze będą musiały harować na Twoja emeryturę, a my je wychowujemy w wielkim poświęceniu bez pomocy państwa, my - bohaterowie współczesności.
Raz kiedyś ktoś powiedział, ze sprawy dotyczące przyrostu trzeba zacząć od unormowania kwestii in vitro, od zmniejszenia cen za leki wspomagające płodność. Większość, o ile nie wszystkie, klinik leczących problemy z niepłodnością jest prywatna. Lekko licząc 100 za wizytę - wizyt w miesiącu kilka plus leki, zabiegi. Sukcesem jest refundacja in vitro, teraz, jak para wejdzie do programu płaci tylko za leki i badania, wizyty - łącznie 5-8 tys.
Ja rozumiem ze przedszkola ważne, ze żłobki ważne, tylko żeby za 10 lat miał kto do nich chodzić.
Niepłodność jest chorobą szybko się rozprzestrzeniającą a mimo to nadal temat traktuje się po macoszemu. Ja, po programach tv, czułam się jak człowiek drugiej kategorii, któremu nie warto poświęcać uwagi i pieniędzy podatników.

wtorek, 4 lutego 2014

Pyk i zgasło światło

Zima, zima, zima pada, pada DESZCZ. Tak właśnie DESZCZ. Przy -8 stopniach Celsjusza DESZCZ.
Nie przeczę świat wygląda cudownie, gdy przykrywa go kilka centymetrów lodu, aż lśni. Z dachów zwisają sople jak na idyllicznych zimowych obrazkach.


Jednak wieś sielska, to nie ilustracja i ten lodowy klimat chyba nikomu na rękę nie był, szczególnie, ze przyszedł pod rękę z kłopotami. Pomijam nawet te drogowe, bo to oczywista oczywistość ;-)

W niedziele wieczorem padło wiejskie oświetlenie, oho coś się dziej. Po godzinie pyk i w domu na wichrowym wzgórzu, jak i wszędzie dookoła, stała się ciemność.
Hmm, niedziela wieczór, więc perspektywy na powrót prądu nikłe.
Obstawiliśmy się świecami (pełne romantiko, gdyby nie fakt, że najjaśniejsze światło znicze dawały), sprawdziliśmy zapas baterii i poszliśmy spać wierząc w następny dzień.
Następnego dnia  nadal nie widać, że coś się zmieni. Król pragmatyków - Szwagier - przywiózł takie ustrojstwo, za pomocą którego podłączyliśmy piec od centralnego do akumulatora. Ciepło, cicho, nastrojowo - poszliśmy spać z kurami ;-)
3 doby czekaliśmy na powrót prądu, serce ściskały informacje, że przywrócono kolejną wieś, a nas nadal nie. 
Brak tv, perspektywa, że i do piątku możemy tak egzystować oraz marudna natura prawdziwego Polaka mogło doprowadzić do jednego stwierdzenia: dlaczego oni k....a nie zrobią tych linii zawczasu tylko tak łatają? dlaczego nie podetną jesienią drzew, które zimą spadają na linie?
Ha, wyrwał się głos z ciemności, elektrycy niewinni, winni ekolodzy!!!
?
Ekolodzy - terroryści nie pozwalają wycinać.
Abstrahując czy pozwalają czy nie, moje myśli zaczęły już iść własnymi ścieżkami.
Kiedyś miałam ambicje/marzenia, by być eko. Teraz widzę, że nas na to zwyczajnie nie stać. Mimo, że głodem nie przymieramy, stać nas na szaleństwo od czasu do czasu, to na bycie eko, na pełen etat, już nie.
Fakt, warzywa mam z własnego ogródka. Sad rośnie, więc i owoce będą. Chociaż można polemizować czy to ekologiczne, skoro po sąsiedzku pola spryskane, zapewne, pestycydami.
Mięso, wędlina, ubrania itd eko -  nie stać nas. Ot możemy sobie pozwolić na ekologiczne rarytasy przy okazji lokalnych jarmarków.
Solary, ponoć po 10 latach się zwracają, a więc wtedy, kiedy kończy się gwarancja. Na dzień dzisiejszy, z kredytem - nie stać nas.
Samochód jeden na ropę, drugi na gaz (gdy ze wsi sielskiej dwie osoby dojeżdżają do pracy to konieczność) na hybrydy - zgadnijcie - nie stać nas.
Dodatkowo jestem wygodnicka i nie bawi mnie mieszkanie w głuszy bez prądu, bieżącej wody i zasięgu telefonii komórkowej.
O! ekologicznie oszczędzamy prąd i wodę ;-)
Ekologicznie też sortujemy śmieci - na to nas stać :-)
Nie hodujemy też krów, które niszczą atmosferę, a Psica-Gazolina może atmosfery nie zniszczy, choć zepsuć potrafi ;-) To tak w nawiązaniu do notki Antoniego.
Eh i tak te moje ekologiczne plany padły na ryj przy zderzeniu z rzeczywistością.

Ps. Wiele osób pytało, jak daliśmy sobie radę, tyle czasu bez prądu z małym dzieckiem. Dziedzicowi było słodko obojętne czy kupę robi przy świecach czy przy świetle lampy. Cycek też, mimo braku prądu, był w tym samym miejscu ;-)
Ps. Notkę tworzyłam kilka dni, więc ma prawo być mało składna ;-)