piątek, 20 września 2013

Dyskusja - czyżby relikt zamierzchłych czasów?

Pamiętam z podstawówki, ze szkoły średniej, że dyskusja była jednym z punktów programu nauczania. Dzieliliśmy się na grupy, każda miała zająć stanowisko i je przedstawić, ewentualnie bronić przed kontrargumentami, a jak przeciwnik był przekonujący to cóż "tylko krowa poglądów nie zmienia". Potem wszyscy wspólnie szli na przerwę jako koledzy/przyjaciele, mimo różnicy zdań.
Żyję wśród ludzi, zarówno tych w realu jak i w internecie i zauważam tendencję utożsamiania dyskusji z kłótnią. Tematów kontrowersyjnych, czy w ogóle takich, gdzie mogą być odmienne zdania, się nie porusza, albo zanim się rozwiną kończy powiedzeniem "każdy ma swoje zdanie i niech tak zostanie". Pytam, dlaczego ma tak zostać? Dlaczego nie umiemy bronić swoich poglądów? Dlaczego nie dopuszczamy możliwości zmiany swojego zdania?
Kocham dyskutować, ale coraz częściej nie mam z kim, bo jak juz się taki adwersarz znajdzie, to zaraz wtrąca się ktoś trzeci i "nie kłóćcie się", na nic nie zdaje się przekonywanie, ze dyskusja to nie kłótnia.
Nie przeczę, czasami złośliwie, uwielbiam mieć inne zdanie, w kwestiach, które społecznie podobno nie podlegają dyskusji, np. pogoda, sytuacja w kraju, mężczyzna itd ;-) Uwielbiam być szcześliwa w kraju wiecznych malkontentów. Tylko co z tego, gdy proszę o argumenty, najczęściej odpowiedzią jest "bo tak". Kontrargumentów się nie słucha, bo przecież w telewizji powiedzieli, ze tak jest, bo przecież zawsze tak było i to chyba najgorsza opcja, nie dociera, że świat sie zmienia, że można myśleć samodzielnie.
O dziwo, babki na wsi, te niby zacofane, bardziej są skłonne przyznać rację, czy rozważyć inne zdanie, niż młodzi, ponoć otwarci na świat, ponoć postępowi.
Czy dyskusja zaczyna być reliktem przeszłości? Czy to, ze możemy swobodnie wypowiedzieć swoje zdanie przestało być zabawne? Może nas kusi to co zakazane?