wtorek, 4 lutego 2014

Pyk i zgasło światło

Zima, zima, zima pada, pada DESZCZ. Tak właśnie DESZCZ. Przy -8 stopniach Celsjusza DESZCZ.
Nie przeczę świat wygląda cudownie, gdy przykrywa go kilka centymetrów lodu, aż lśni. Z dachów zwisają sople jak na idyllicznych zimowych obrazkach.


Jednak wieś sielska, to nie ilustracja i ten lodowy klimat chyba nikomu na rękę nie był, szczególnie, ze przyszedł pod rękę z kłopotami. Pomijam nawet te drogowe, bo to oczywista oczywistość ;-)

W niedziele wieczorem padło wiejskie oświetlenie, oho coś się dziej. Po godzinie pyk i w domu na wichrowym wzgórzu, jak i wszędzie dookoła, stała się ciemność.
Hmm, niedziela wieczór, więc perspektywy na powrót prądu nikłe.
Obstawiliśmy się świecami (pełne romantiko, gdyby nie fakt, że najjaśniejsze światło znicze dawały), sprawdziliśmy zapas baterii i poszliśmy spać wierząc w następny dzień.
Następnego dnia  nadal nie widać, że coś się zmieni. Król pragmatyków - Szwagier - przywiózł takie ustrojstwo, za pomocą którego podłączyliśmy piec od centralnego do akumulatora. Ciepło, cicho, nastrojowo - poszliśmy spać z kurami ;-)
3 doby czekaliśmy na powrót prądu, serce ściskały informacje, że przywrócono kolejną wieś, a nas nadal nie. 
Brak tv, perspektywa, że i do piątku możemy tak egzystować oraz marudna natura prawdziwego Polaka mogło doprowadzić do jednego stwierdzenia: dlaczego oni k....a nie zrobią tych linii zawczasu tylko tak łatają? dlaczego nie podetną jesienią drzew, które zimą spadają na linie?
Ha, wyrwał się głos z ciemności, elektrycy niewinni, winni ekolodzy!!!
?
Ekolodzy - terroryści nie pozwalają wycinać.
Abstrahując czy pozwalają czy nie, moje myśli zaczęły już iść własnymi ścieżkami.
Kiedyś miałam ambicje/marzenia, by być eko. Teraz widzę, że nas na to zwyczajnie nie stać. Mimo, że głodem nie przymieramy, stać nas na szaleństwo od czasu do czasu, to na bycie eko, na pełen etat, już nie.
Fakt, warzywa mam z własnego ogródka. Sad rośnie, więc i owoce będą. Chociaż można polemizować czy to ekologiczne, skoro po sąsiedzku pola spryskane, zapewne, pestycydami.
Mięso, wędlina, ubrania itd eko -  nie stać nas. Ot możemy sobie pozwolić na ekologiczne rarytasy przy okazji lokalnych jarmarków.
Solary, ponoć po 10 latach się zwracają, a więc wtedy, kiedy kończy się gwarancja. Na dzień dzisiejszy, z kredytem - nie stać nas.
Samochód jeden na ropę, drugi na gaz (gdy ze wsi sielskiej dwie osoby dojeżdżają do pracy to konieczność) na hybrydy - zgadnijcie - nie stać nas.
Dodatkowo jestem wygodnicka i nie bawi mnie mieszkanie w głuszy bez prądu, bieżącej wody i zasięgu telefonii komórkowej.
O! ekologicznie oszczędzamy prąd i wodę ;-)
Ekologicznie też sortujemy śmieci - na to nas stać :-)
Nie hodujemy też krów, które niszczą atmosferę, a Psica-Gazolina może atmosfery nie zniszczy, choć zepsuć potrafi ;-) To tak w nawiązaniu do notki Antoniego.
Eh i tak te moje ekologiczne plany padły na ryj przy zderzeniu z rzeczywistością.

Ps. Wiele osób pytało, jak daliśmy sobie radę, tyle czasu bez prądu z małym dzieckiem. Dziedzicowi było słodko obojętne czy kupę robi przy świecach czy przy świetle lampy. Cycek też, mimo braku prądu, był w tym samym miejscu ;-)
Ps. Notkę tworzyłam kilka dni, więc ma prawo być mało składna ;-)

11 komentarzy:

  1. oj idealistko, przecież ekologom i związkom zawodowym nie chodzi o środowisko czy o warunki pracy tylko wyłącznie o pieniądze! solary sie nie sprawdzą bo policz sobie ile jest dni bez słońca, mozna jedynie mieć kaprys i grzać nimi wodę latem. taniej wychodzi pomalować na czarno zbiornik;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiem, wiem, ze o pieniądze idzie :-) właśnie pewnie nigdy solarów nie zamontujemy - domowa ekonomia wygrywa z ideałami ;-)

      Usuń
  2. Ekologi to rzeczywiście kosztowne hobby.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak. No cóż, z hobby zostanie mi szydełkowanie i ogródkowanie ;-)

      Usuń
  3. No ja się czasami tak zastanawiam jakby to było bez prądu, komórki czy kilku innych rzeczy. Chyba przywykliśmy już do dobrego i pewnej wygody. Akurat w naszym regionie zima nie straszyła za mocno, drogami dało się przejechać, a chodnikami dałoby się przejść gdyby tylko właściciel posesji raczył odśnieżyć, co ponoć stanowi jego obowiązek. I doszłam do wniosku, że bez prądu to bieda (pomijając już kompa bez którego idzie jakoś wytrzymać) to kuchenka ma zapalnik na prąd, lodówka jest na prąd, piekanik na prąd, pralka na prąd, piec na prąd i olaboga nawet czajnik na prąd. Ani wody ugotować (awaryjnie kupię chyba paczkę zapałek i czajnik na gaz) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a to u nas zapalamy kuchenkę taką zapalarką na gaz, czajnik też stawiany na kuchence, więc w tych kwestiach luzik ;-) Gorzej z piecem, no ale Szwagier i Jego gadżety pomogli :-)

      Usuń
    2. A my mamy płytę indukcyjną i nawet nic do jedzonka nie sporządzimy ... żarełko z Gniezna na wieś dojechać nie chce ... ech bieda bez prądu ...:(

      Usuń
  4. A tak, brak praąu na wsi to jest trudne. A z drugiej strony można się przyzwyczaić. Mieszkałam kiedyś w leśniczówce i tam przynajmniej raz w tygodniu prąd wysiadał. Zadania pisaliśmy przy świecach, obiad gotowało się na piecu węglowym, w pokojach były piece, jedynie wody ciepłej z bojlera nie było. Grzaliśmy w garnku na blasze. No i telefon wysiadał, bo wtedy był zasilany prądem- taki na korbkę:):)

    OdpowiedzUsuń
  5. No tak piękne widoki widokami a niedogodności w takich chwilach wychodzą na pierwszy plan...
    Dobrze, że ta przygoda już za Wami :)

    OdpowiedzUsuń
  6. :) oj uśmiałam się mimo tragikomicznej fabuły :) Mam nadzieję, że nasza Pani Zima łaskawa będzie, bo mi również zalazła za skórę tym marznącym deszczem.. bo ileż razy można skrobać tą samą szybę tego samego dnia??? sześć... sześć bezsensownych skrobań szyb... to mnie powaliło i powiedziałam, że palca z domu nie wystawię! O!

    OdpowiedzUsuń
  7. I u nas było podobnie, tyle, że trochę wcześniej, chyba. Na szczęście wtedy prądu nie odłączyli. Za to jak Ksawery Polskę odwiedził to nasz region ponoć był najdotkliwiej doświadczony (bo nawet chleba do sklepów nie było jak dowieźć :(( ). Dobrze, że Szwagier taki pragmatyczny i jeszcze do tego zaopatrzony. U nas przez ten wiatr bez prądu zaczęło robić się zimno, z domu nie było jak wyjechać po opał do kominka i stwierdziłam wtedy, że brak telefonu (bateria padła) i światła mi zupełnie nie przeszkadza, a nawet sympatycznie jest (na krótko), natomiast zimne jedzenie i chłód w domu to już prawdziwa tragedia :((
    Na szczęście Dziedzic Wasz wie co dobre i zimne jadło mu póki co niegroźne.
    Co do eko nie będę się wypowiadała, bo to niestety moda dla bogatych, a i wcale nie wiem czy to też tak do końca jest eko :))

    OdpowiedzUsuń