czwartek, 2 lipca 2015

Dziecko na wsi

Czasami zazdroszczę miastowym dzieciom dostępu do zorganizowanych zajęć, a potem Dziedzic ze śmiechem wpada w stado kaczek czy kur, przekrzykuje się z psem, szkoli prosięta, próbuje wypuścić króliki z klatki, włazi na traktor, chlapie się w kałuży, robi "cześć" z pierdylionem wsiowych ciotek czy wujków, zrywa chabry i maki, czyści patykiem buty z kurzego "fuuu" itd..
I wtedy sobie myślę czy na pewno mam czego żałować?


18 komentarzy:

  1. Nie masz. Ja mieszkam w mieście choć niewielkim. Nie ma tu zorganizowanych zajęć dla maluszków. Żłoba nie ma, a przedszkole pełne, nie wszystkie dzieciaki mają szansę. Z drugiej strony kur, prosiaków i maków nie uświadczysz także. Więc wywozimy Młodego na wieś, żeby kury zobaczył i traktor i całą resztę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No chyba właśnie najgorzej w takim miasteczku, albo na wsi w bloku

      Usuń
  2. Pięknie opisałaś to proste wiejskie życie
    Nie ma czego żałować. Młody ma jeszcze czas na wyścig szczurów
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, że ma czas, a widzę, po tubylcach, że i mieszkając na wsi można osiągnąć szczyty, trzeba tyko więcej silnej woli

      Usuń
  3. ja tam miastowym nie zazdroszczę ... lubię moją brudną Emilkę goniącą za motylkiem czy psem sąsiada :-)

    pozdrawiamy!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeszcze zdąży skorzystać z tych zorganizowanych. Teraz na wsiach dzieci mają coraz większą ofertę atrakcji. Niejedno miastowe nie przeżyje takich fajnych rzeczy, co Twój Dziedzic. Truskawka prosto z "ziemi", porzeczki z krzaka... Znam, sama przeszłam i tego nikt nam, Dziedzicowi i mnie nie zabierze- tych wiejskich wrażeń i przeżyć:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. No i co to jest 17 km do Miasteczka czy 40 do Miasta ;-)

      Usuń
  5. Moje dziecko przeflancowałam na wieś w wieku lat trzech-czterech - od razu odkryła urok biegania boso, taplania się w błocie, lizania loda na spółkę z psem i ogrodowego basenu;))) Teraz nie wyobraża sobie życia w mieście;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to wszystko Dziedzic uwielbia :-)
      Szczególnie błoto i próby napojenia Psicy ze swojego bidonu :-)

      Usuń
  6. kiedyś jedna z moich znajomych spędzała u mnie czas i wieczorem westchnęła - w tym roku pierwszy raz byliśmy cały dzień na zewnątrz. Ja nawet z początku nie zrozumiałam o co jej chodzi bo sama wiesz - drzwi cały czas otwarte i ogród staje się częścią domu, wychodzenie jest naturalne, nie trzeba się szykować na spacer itd. Trafiłaś też z tymi ciotkami, te spotkania są ważnym elementem wychowania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, u nas cały dzień drzwi tarasowe otwarte, nikt nawet nie myśli, czy my "cały dzień na dworze", bo jak piszesz to część domu.
      Mam nadzieję, ze te ciotki, wujki, sprawią, ze będzie otwartym i kontaktowym człowiekiem :-)

      Usuń
  7. Czyż nie tak powinno wyglądać beztroskie dzieciństwo? Tak jak opisałaś! Zdecydowanie jest czego zazdrościć Dziedzicowi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieje, ze po takim wychowaniu dziedzic będzie szczęśliwy :)

      Usuń
  8. Dziedzic ma fajnie. Moim zdaniem tważne jest żeby dziecko miało bezpiecznie, dobrze i było kochane - niezależnie czy mieszka na wsi czy w mieście

    OdpowiedzUsuń
  9. Większe miasto - droższe ceny.
    Więcej ludzi - większa konkurencja, szybsze tempo.
    Mnie powoli zaczyna to wielkie miasto męczyć. I to mimo, że mieszkam na obrzeżach.
    A dziecko na pewno docenia tę swoją okolicę i swoje wiejskie najprostsze zabawy! Nauczy go to może więcej, niż niejedno miejskie kółko zainteresowań! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz racje z ta konkurencją.
      Mnie miasto tez zaczyna męczyć, a już lato w mieście, gdy się ten beton nagrzeje i kurz wszędzie unosi. Blee
      albo zima z tym błotem pośniegowym na chodnikach. Bleee

      Usuń